Z lamusa: wywiad z Beatą Gawlikowską-Ciemnorzewską

Z cyklu różowy odcień bluesa:

Admin: Dobry wieczór. Witam w studio panią Beatę Gawlikowską-Ciemnorzewską, znaną podróżniczkę, pisarkę, malarkę, rzeźbiarkę…

Beata Gawlikowska- Ciemnorzewska: Kucharkę też… Dobry wieczór.
A: Jak pani żyje?
BG-C: Na walizkach.

A: Z czego pani żyje?
BG-C: Jem i żyję.

A: Czego pani szuka?
BG-C: Zaginionych krain i plemion.

A: Żyje pani sama?
BG-C: Obecnie nie!

A: Czyli?
BG-C: Współżyję z Jędrkiem.

A: Jędrkiem?
BG-C: Jędrkiem Kafarem.

A: ?
BG-C: Jędrkiem Wojownikiem. Łowcą głów! Jego szałas zdobi masajska włócznia.

A: A pani… szałas w sensie, co ozdabia?
BG-C: Mój?.. Łuk i misternie zdobione strzały.

A: Czy jesteście mężem i żoną? To znaczy, pani żoną, a Jędrek mężem?
BG-C: Tak. Ja mówię do niego mume wangu, a on do mnie mke wangu. Ale nie znam jego
żony.

A: Gdzie się poznaliście?
BG-C: Podczas obiadu w Papui Nowej Gwinei. Posadzono nas obok siebie. Właśnie zostałam porwana i miano ze mnie przygotować chłodnik.

A: ??
BG-C: Taki zwykły: kefir, botwina, przyprawy i ja.

A: A Jędrek??
BG-C: Jędrek był kochany. Nie zjadł mnie. Całe szczęście, że nie puściła mi farba do włosów, które notabene, bardzo zbliżyły mnie do Jędrka, kiedy to wplątały mu się między zęby.

A: Jest pani ruda?
BG-C: Ach, wy mężczyźni! Powielacie stereotypy!

A: Dlatego napisała pani przewodnik „W paszczy miłości”?
BG-C: W puszczy…

A: No właśnie. Wyjechała pani na kolejną wyprawę…
BG-C: Tak. Dżungla dla początkujących.

A: A co z Jędrkiem, nie myślała pani o nim?
BG-C: Pewnego dnia wdrapaliśmy się na szczyt 50-cio metrowego drzewa. Rozłożyliśmy pledy pod milionem gwiazd. Ktoś zapytał o marzenia. Ktoś zamarzył o zimnym piwie… a ja o Jędrku. W tym marzeniu pragnęłam tylko jednego, zakochać się w nim. Nagle zerwała się burza, gwałtowna ulewa zmyła wszystko. Po 20 minutach również ostatniego początkującego. To był znak! Zaraz potem otrzymałam trzy emaile.

A: Na drzewie?
BG-C: Tak. Był zasięg. Wszystkie od Jędrka. W pierwszym zapraszał mnie na herbatę.

A: A w drugim?
BG-C: Na czekoladę.

A: A w trzecim??!
BG: W trzecim mailu zjedliśmy kolację… przy świecach.

A: Cudownie. Przestało padać?
BG-C: Nie mieliśmy zapałek, ale płonęły nasze serca.

A: Oboje jesteście po nieudanych związkach…
BG-C: Jędrek uważa, że teraz jakakolwiek zmiana byłaby karkołomna… Siedziałam na drzewie, po środku burzy.

A: No tak…
BG-C: Musimy sobie dawać tylko dobre rzeczy. Świece, czekolada, herbata, befsztyk, kawior… Nie oczekuję, że będzie mnie odbierał za każdym razem z lotniska. Tam gdzie mieszka, nie ma nawet telefonu, ani tramwaju…

A: Ale pocztę pani odbiera?
BG-C: Ale tylko sms-y.

A: Ach tak…
BG-C: Ciągle zadaję sobie pytanie: Co się dzieje? Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach. Nie zastanawiam się, co będzie jutro. Wiem, że jest pięknie dziś i było pięknie wczoraj.

A: Wróćmy na chwilę do autodestrukcyjnego demona…
BG-C: Poświęciłam mu wiele rozdziałów w Paszczy miłości.

A: Czy widziała go pani również w… sobie?
BG-C: Ja też kiedyś miałam w sobie autodestrukcyjnego potwora. Nienawidziłam swojego spojrzenia w lustrze. Byłam swoim największym wrogiem. Wybierałam brzydkie ubrania, żeby dodatkowo siebie ukarać. Nosiłam ciemne, za duże swetry i czarne spodnie, bojąc się wyróżnić z tłumu. Mówiłam, że się odchudzam, ale kiedy nikt nie widział, ukradkiem zjadałam kawałek tortu. Potem czułam do siebie obrzydzenie za to, że nie umiem dotrzymać danego sobie słowa. Płakałam i litowałam się nad sobą. Czułam, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem m na świecie. Ciągle czekałam aż coś się zmieni w moim życiu na lepsze. Ale nic się nie zmieniało. Bo autodestrukcyjny potwór nie tylko pragnie zatopić człowieka w jego smutku, rozpaczy, lenistwie, głupocie i bezmyślności. Podsuwa mu też totalną inercję, która zaczyna przenikać wszystkie sfery życia.

A: O matko…
BG-C: Tak, tak. Pewnego dnia dostrzegłam autodestrukcyjnego potwora we własnej duszy. Zauważyłam, że wciągał mnie często w różne czarne dziury, w których czułam się beznadziejnie źle i z których cudem udało mi się wyswobodzić. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie lubię siebie i dlaczego jestem swoim wrogiem. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam sobie udzielać uczciwej odpowiedzi na to pytanie. Do czego jest mi potrzebny autodestrukcyjny potwor? Dlaczego rządzi moim życiem? Dlaczego
podpowiada mi najgłupsze rzeczy, a ja go słucham? Dlaczego ja ciągle czekam, aż coś samo się zmieni?…

A: Nie, nie. Przecież ja siedzę tu, przed panią, w czarnych spodniach… czy te pani również były za krótkie?… Czarnych butach, białych skarpetkach, białej koszuli, czarnym krawacie, czarnej marynarce, czarnych Rajbanach, czarnym kapeluszu… K… Czy to znaczy, że we mnie on też siedzi??
BG-C: Ależ naturalnie. Im częściej mówię potworowi, żeby zamknął paszczę, tym rzadziej się odzywa i tym mniejszą ma ochotę sprowadzić mnie na złą drogę. Może nawet autodestrukcyjny potwór pewnego dnia stwierdzi, że jednak są fajniejsze rzeczy do zrobienia niż narzekanie i użalanie się nad tym, co jest złe. I zacznie żyć do przodu. A ja chętnie mu w tym pomogę.

A: Zamknij się więc i wynocha.
BG-C: Nie poddawaj się. Nie bądź leniwcem, bądź wojownikiem!

A: Koniec audycji na dzisiaj! Tym miłym akcentem chciałem pożegnać naszego przemiłego gościa…
BG-C: Szlag!

A: Co się stało?
BG-C: Uciekł mi ostatni autobus.

A: Bo karmisz potwora jak trolla. Dasz radę! Dobranoc państwu.
BG-C: Dziękuję za miły wieczór. Dobranoc państwu, dobranoc panu!

A: Drodzy RadioSłuchacze, na koniec do snu niech lula nastrojowa ta ballada. Pan Zenon, który był najbardziej aktywny podczas audycji, proszę poczekać poza anteną. Podam hasło do odbioru nagrody niespodzianki. Przypominam jeszcze, że jutro o tej samej porze, naszym gościem będzie człowiek, którego nie ma.
Dobranoc państwu.