Mapa Pamiru

Obiecałem super zawodnikowi pożyczyć mapę, oryginalne wydanie Geco Maps w skali 1:500 000. Mała dokładność…? Absolutnie wystarczającą. Przed wysłaniem rozkładam ją i podklejam przezroczystą taśmą na przetartych delikatnie załamaniach…

Obok leży stara „szwajcarka”, którą dostałem w 2008-ym od Sambora. Weteranka – dumam. Mocno zniszczona ale dla mnie czytelna jak nówka. Popisana notatkami kumpli i dla kumpli. Przeszła przez wiele rąk ale zawsze do mnie wracała.
Ja wracam myślami do pierwszej wyrypy zaś. Zaczynam liczyć minione lata: 2007-2008 (1 rok), 2008-2009 (drugi rok)… W tym roku mija równo 10 lat od kiedy pierwszy raz się tam wybrałem… To były piękne czasy!
Znikąd informacji. Internet dopiero raczkował, ja w nim tym bardziej. Jakieś szczątkowe info w angielskim (którego nie znam na tyle, by z pełnym zrozumieniem czytać tekst), poza tym nic. No, poza pastorową wyrypą, o której wspomniałem i Tien Szanem Michała Reja. jedyne info konkretne dostałem od tego ostatniego, że wizę można załatwić w Wiedniu i wraz z nią konieczne pozwolenie na GBAO. Drugie, że mamy trzy dni na obowiązkową rejestrację pobytu w Chorog lub w Murghab.

No… Czuliśmy się wtedy pionierami… Potem jeszcze czterokrotnie wizytowałem ten region, ostatnim razem na starej Ukrainie w 2013-tym.

Cóż… W czasie tych przemyśliwań zbierałem się do przeglądu Golfa, przed kolejnym, letnim sezonem. Plan na to lato był prosty – powtórzyć Bałkany, tylko nieco obszerniej. Przydałoby się też gagatka lepiej przygotować, by nie wycofywać się z etapu takiego, jak trawers Fruszkiej Gory w Serbii np.
Zarejestrowałem się na forum Golfa by przejrzeć sobie tematy bezpiecznego liftu. Wpadłem tam na post leśnika, który opisał swoje (udane jego zdaniem) próby podniesienia przedniego i tylnego zawieszenia. Jego koncepcja spodobała mi się.

Polegała ona na znalezieniu przedniego amortyzatora/mcphersona w wersji rozbieralnej. To znaczy takiej z wymiennymi wkładami. Nie jest to proste, bo ten model amora szybko wyparły jednorazówki. Drugie, to ich stan techniczny.
Sama przeróbka, to przecięcie amora poniżej kielicha sprężyny na pół i wstawienie tulei dystansowej. W ten sposób nie zmieniamy skoku zawieszenia. Zostajemy więc przy fabrycznym wkładzie i sprężynie. Tylne zawieszenie to banał.
Najważniejszą kwestią jest wysokość liftu. Poważnym ograniczeniem jest zwiększony w ten sposób kąt na przegubach. Wpływa to zdecydowanie na ich trwałość. No właśnie… Z kim to skonsultować i kto by to ewentualnie wykonał? Pierwsze kroki kierują do kumpla, który walczy z Wrublinem. Mam go na miejscu i „zna się”. Mechanik z dużym doświadczeniem i mobilnym warsztatem. Odpowiedź jest jednak negatywna z surową doza krytyki.

No cóż… Trza dopytać MISTRZA. Dzwonię do Pastora. Następnie przesyłam szkice forumowego projektu i…?
– Da się! Ale… żadne tam 6cm! Maks 4,5.
Druhu drogi! A przypadkiem nie zrobiłbyś mi rzeczonych?!
– Mogę… Podeślij truchło do cięcia (ocenię stan najpierw!) i zamkniemy temat we wrzersniu, bo teraz po pachy zarobiony jestem. Komuniał córy a potem pracuję przy swojej altance, sposobiąc ją na Finlandię.

Hm… Nagle przychodzi mi do czajnika „myśl złota”.
– Pastorku! Nie wiem czy wiesz ale mija dokładnie 10-ta rocznica naszej znajomości! Czyli 10 lat od mego pierwszego wyjazdu w Pamir! I to na tę okazję chciałbym amory przerobić i wystartować w tenże (Pamir) w… połowie lipca!
– No, to kurwa przysyłaj truchło natychmiast!

Kończymy rozmowę a do mnie powoli dociera, co powiedziałem… 🙂 Nie… Drugi raz Pastorka w konia nie zrobię! Wkręciłem go przecież w rowerową Bajkałajkę.
Skoro tak, to JADĘ! Znaczy pojedziemy w Pamir z moją żoną! Ona jeszcze o tym nie wie i wiem, że nie jest to jej marzenie. Zwłaszcza jadąc Golfem…

Tym niemniej od tej rozmowy wypadki „zmierzające ku”, potoczyły się w ekspresowym tempie!