Prespa

Dzisiaj planujemy opuścić naszą rajską miejscówkę i poszukać noclegu nad jeziorem Prespa. Do południa jednak bawimy jeszcze na mini plaży i odkrywamy, że przyległa – „środkowa”, do której dostać można się tylko maszerując po kamieniach (lub płynąc) z naszej – jest przybytkiem dla golasów! No paczaj Panie!

Ale co tam:)

Najpierw śniadanie z widokiem.
Potem przydreptał żółw ale co wcześniej robił wam nie powiem, bo może akurat jecie, albo co…:)
Czesi jeszcze spali. Mieliśmy nasza plażę dla siebie.
To ja w kraulu:)
Tu Strażnik bada wodę.
Potem sobie podziwiała podziwiających nas ze statku wycieczkowego.
Ja zaś paczałem przez okulary czeskie bynajmniej nie różowe.

W końcu się pakujemy i ruszamy na południowy zachód. Po drodze płacimy jakaś opłatę parkową, potem wspinamy się serpentynami na przełęcz z której roztacza się rozległa panorama Ohrydu ale nie za wiele widać w południowym skwarze. Za to Prespa prezentuje się o niebo lepiej. Chciałem dodać „błękitem” ale ale z moją paletą kolorów, to najłatwiej oddać biały, szary i czarny:) ładnie jest w każdym razie.

Ohryd na południe i…
..na północ.
Prespa na południe. Tam ku cyplu będziem zmierzać.
Czyli tu. A tu dupa:)

Docieramy na małej dziury Stenje z jednym małym sklepikiem, w którym jest zerowe zaopatrzenie i kierujemy się na Konjsko. Miast jednak skręcić w prawo, pojechałem wzdłuż kamienistej plaży, gdzie zmitrężyliśmy godzinę w poszukiwaniu miejscówki pod namiot. Bez powodzenia. Z dzisiejszej perspektywy trochę szkoda, że nie trafiłem, gdzie trzeba ale co tam. Postanowiliśmy… wrócić nad Ohryd:)

Tamże uzupełniliśmy zaopatrzenie i w te pędy ku naszej miejscówce. Czesi nas zapewniali, że dzisiaj też się ewakuują, więc była nadzieja (licha), że ich już nie będzie. Nic tego , cieszyli się sobą w najlepsze, kiedy ich ponownie najechaliśmy. Miny im trochę zrzedły:)
Rozbijalismy namiot, kiedy podszedł do nas jakiś rowerzysta (nie wiem, skąd się tam wziął), któren to okazał się był Francuzem. Pokazuje mi Audi A6 i… wybitą szybę kierowcy…
Hm… Coś tam po francusku bąka, więc ja mu po polsku odpowiadam. W końcu… odjechał:)

No takie buty w Audi…

Schodzę nad naszą plażę a tam mały tłok. Dwójka Czechów, jakaś damulka z Yorkiem na kolanach i przylizany facet w eleganckich, letnich ciuchach. Zapewne od tego Audi – pomyślałem. To się go pytam czy Audi jego? On, że tak. No to mu o szybie.
Na górze Macedończyk się wściekł. Po chwili przylazł Czech po coś do auta a lizuś do niego z ryjem – pokaż ręce!
O co mu chodzi z tymi rekoma – dumam, a chodziło o… krew. Okazało się, że Czech się zaciął dłubiąc coś w kamienistym dnie a Macedoniec wziął go za sprawcę.

No, to ja patrzę na swoje przedramię i te jest także we krwi:) Ale z powodu rozbijania namiotu przy kolczystym krzaku, więc dawaj szybko wycieram:). Macedoniec tym czasem awanturuje się na maksa i dzwoni po policję. Głównym podejrzanym jest Czech. Przychodzi jego dziewczyna i wkurzeni także zaczynają się pakować. Macedoniec jednak nie daje im odjechać.

Czekamy na policję a na polanie pojawia się jakiś kolejny Macedończykj w szortach. Zaparkował starą Zastawę i schodzi na brzeg. tam mówię mu, co jest grane i by lepiej se tu posiedział, dopóki się wsio nie wyjaśni. Kiedy wracam jest już policja i rozpoczyna się przesłuchanie. Do nas nic nie mają. Pytają się tylko od której godziny jesteśmy i to wsio. Okazuje się, że Macedończykowi buchnęli portfel a w nim… 4000€! Czech zeznaje po angielsku pani policjantce, która po angielsku także. Zapewne przyjechali w takim duecie ze względu na podejrzanych turystów:)

I takie policyjne przesłuchanie. Zaraz wypłoszy Czechów i będzie miło, cicho i spokojnie…:)

Na stronie mówię Czechowi, by nic nie gadał o Francuzie, bo ten Bogu ducha winien. Czech, że ok ale potem nawija o bikerze jak z katarynki… Po jakimś kwadransie przesłuchań pojawiło się nie wiadomo skąd dwóch policjantów w cywilu z jakąś saszetką. Saszetka należy do Macedońca. Są dokumenty ale kasy nie ma.
Z plaży wraca koleś od Zastawy i spokojnie się wszystkiemu przygląda. Audi z panną z Yorkiem odjeżdża, policja odjeżdża, Czesi odjeżdżają, my zostajemy.

Wyciągam podlaski likier i częstuje Macedończyka od Zastawy. Ten mi zaś opowiada „o co chodzi”. A chodzi o to, że ten Macedoniec od Audi to… mafiozo. Jego zaś nikt o nic nie pytał, bo on jest szwagrem… komendanta policji:)
Zeszło przy okazji na Czechów.
– Wy jesteście Polacy?
Tak.
– A tamci?
Czesi.
– No tak… Od razu mi się nie podobali… Jacyś tacy dziwni byli. Wy ok! Normalni.

No i tak podlewałem mu likierem aż się ululał. Potem wsiadł do Zastawy i odjechał:) Za nim jednak, uspokajał mojego Strażnika Domowego, że o nic się nie musimy obawiać. Wy jesteście OK!
Dobranoc!