Podpis na wyłupanej skale

Dzwoni złośliwy kumpel:
– No… Dokopał ci kolejny podróżnik.
To dobrze.
– Przełęcz Akbajtal i podpis Elwood… cha, cha, cha. MASAKRA!
Tak. To mój podpis na wyłupanej skale. Wyłupanej ręką człowieka, nie natury. Jednym zdaniem graffiti na murze berlińskim. Od czasu do czasu wypływa ten temat „gdzieś tam” u zwolenników dzikiej przyrody. 90% tych piewców żałuje, że nie zabrała spray-u ze sobą. Pech.

Ale… Mam też swój podpis na ogromnym, naturalnym otoczaku, tylko w miejscu, do którego podróżnicy tego kalibru nie docierają. Za chude to w uszach.

Zasadniczo nasuwa mi się tu inna trochę refleksja. Otóż ten otoczak leży w Afganistanie. Przed 2008-ym mało kto przebąkiwał, by tam wjechać w ogóle, nie wspomnę, że autem np. Stało się… Wjechałem. Od tej pory Korytarz Wachański po afgańskiej mańce odwiedziła liczba grupa rodaków. Spopularyzowałem tę dolinę w polskim środowisku i zyskała nowy, komercyjny wymiar. Nie wjechałbym ja, wjechałby kto inny i finał byłby podobny.

Swego czasu podjąłem sobie decyzję, że nie będę publikował niczego na otwartych forach. Był czas, że dawałem linki do tego bloga, teraz bardzo rzadko. Powoli, sukcesywnie zaczyna on pełnić rolę pamiętnika w starym wydaniu. Kiedyś nie było tej blogowej maniery i osobiste treści były bardziej chronione przez autora. Bycie w sieci zewoluowało do formy, swego rodzaju ekshibicjonizmu. Staram się z tego leczyć na zasadzie pewnego kompromisu.
Zresztą ile razy można powtarzać, że witamina C „jest zdrowa”, skoro niemal wszyscy już o tym wiedzą… 😉