Pajączek Paderewskiego

„Pewnego dnia ćwiczyłem w swoim wiedeńskim pokoiku. Wśród utworów, które wtedy studiowałem i które musiałem grać codziennie jako wprawki, była też jedna z etiud Chopina – etiuda tercjowa. Właśnie zamierzałem ją rozpocząć, zapaliłem świece i usiadłem do fortepianu. W pokoju było ciemno. Tuż za oknami rosła masa bardzo gęstych krzewów. Nagle, już w czasie mojej gry, z sufitu spuściło się na wieko fortepianu coś w rodzaju srebrzystej niteczki. Zwróciło to moją uwagę, zacząłem się bliżej przyglądać i wtedy zobaczyłem przyczepionego do nitki pająka. Wisiał w powietrzu nieruchomo i zdawał się przysłuchiwać muzyce. Tak długo jak grałem ów utwór, mały pajączek tkwił spokojnie na swej lince.

Teraz zbliżamy się do najciekawszego momentu. Po skończeniu etiudy tercjowej zabrałem się do nowej etiudy, tym razem sekstowej, pająk, szybko okręciwszy się dokoła, powrócił na sufit. Rozbawiło mnie to, a zarazem zainteresowało. Pomyślałem sobie: „Muszę się przekonać, czy pajączek jest muzykalny, czy zszedł na dół, by z bliska posłuchać poprzedniego utworu, czy też zrobił to przypadkowo”. Przerwałem więc nagle etiudę sekstową i powróciłem do tercjowej. I oto natychmiast mały pajączek spuścił się znów na dół. Wyglądało to, jakby ześlizgiwał się po swej lince; tym razem ześliznął się do samego dołu i usiadłszy na fortepianie słuchał. Nie bał się wcale, tak głęboko przejęty był muzyką.
Zaintrygował mnie bardzo, czekałem, czy i nazajutrz się zjawi. Zaciekawiał mnie – przeczuwałem, że go znów zobaczę. I rzeczywiście! Gdy tylko rozpocząłem moje codzienne ćwiczenie etiudy tercjowej, pajączek zjawił się znowu. Znowu spuścił się na dół po niteczce zwisającej od sufitu. Przez cały ten dzień i następny, a także przez parę jeszcze tygodni stale, gdy tylko rozpoczynałem ową etiudę, pajączek natychmiast zawisał nad wiekiem fortepianu – był moim wiernym towarzyszem. Po pewnym czasie zdołałem nawet z bliska zobaczyć jego oczy, błyszczące jak maleńkie, świecące diamenciki. I zawsze gdy grałem ową etiudę Chopina, siedział, a raczej wisiał nieruchomo – idealnie zadowolony i idealnie spokojny, a z chwilą gdy przerywałem grę – czym prędzej wracał na sufit i znikał. Czasami nawet miałem wrażenie, że gniewało go to.

Gdy nadszedł czas wakacji, byłem dziwnie niespokojny o mego pajączka. Zastanawiałem się bowiem, co się z nim stanie i czy znajdę go, gdy powrócę. Stał się jakby nieodłączną częścią moich codziennych ćwiczeń, czymś w rodzaju towarzysza i zdawałem sobie sprawę, że będzie mi go brakowało. Gdy we wrześniu powróciłem do swego mieszkania, szukałem go wszędzie. Szukałem jego linki, ale nie wisiała już nad fortepianem. Wielokrotnie też grywałem etiudę tercjową, wielokrotnie ją ćwiczyłem, lecz mój mały przyjaciel – pająk – nie zjawił się. Pokój wydał mi się bez niego pusty i smutny. Co się z nim stało? Może zgniotła go jakaś nieuważna pokojówka? Albo może samotny i zniechęcony brakiem muzyki i pustym pokojem wywędrował gdzieś w świat? Pragnąłem w to uwierzyć. Dni jednak mijały, a ja już nigdy nie ujrzałem mojego przyjaciela – pajączka.”

Macie swojego pajączka jak Paderewski, entuzjastę etiudy tercjowej Chopina (niezwykle trudnej technicznie)?
Ja swojego mam. Towarzyszy mi od kilku tygodni, kiedy przeglądam internet. Nie zidentyfikowałem do dzisiaj jego preferencji. Zjeżdża po swojej nitce, przygląda/przysłuchuje się (czemu?), czasami pobiega po ekranie monitora i po kilku minutach zabiera się „do siebie”.
Rzecz dzieje się w garderobie mojej. Mojej, bo tam mam biurko przy okienku z widokiem na księżyc w sąsiedztwie pralki, szafki na buty itp.dsc00274