No jako, że z dr Honzikiem przepadamy za niebanalnymi wycieczkami, to uzupełnię galerię o jeszcze kilka wydarzeń.
Takim na pewno była TATRA T601 Monte Carlo z 1949r.
Oto, jak się ponajeżdżała:
Wrzucę jeszcze coś dla zmotoryzowanych fanów dwóch kółek:
Tymczasem my, już zaopatrzeni w bilety czieskych drahów…
Spędzamy tam urocze chwile. Wypijamy po trzy i konsumujemy knedliki w gulaszu plus zupę.
Pomni moich i Kocura przebojów, zmierzamy na dworzec nieco wcześniej. I słusznie, bo nam tez uciekło gdzieś 10 minut.
W trakcie ablucji doktorowych stupek, na peron wjechał nasz pociąg…
Czule żegnamy Koprzywnice…
W Studence przesiadamy się rychle na pociąg do Ostrawy. W Ostrawie zaś…
Tym zamówieniem…
Po godzinie przesiadamy się na ten do Cieszyna…
W Cieszynie, jak to w Cieszynie…
Po zamknięciu dworcowej knajpy błakamy się po Czieskim Cieszynie w poszukiwaniu naszego Pacanowa. Pierwszy lokal, sprawdzony już wcześniej – dzisiaj zakluczon!
Ło w mordę…
Ale instynkt łowiecki nie zawodzi. Trafiamy na czynne bistro „do ostatniego klienta”. Oczywista ciapowana 10-tka jest… 🙂
Wypijamy je w towarzystwie rockowo-artystycznym. Starszy pan jest najlepszym ponoć w Polsce specjalistą od subkultur rockowych. Pani młodsza prowadzi muzeum rocka polskiego w Jarocienie, a pan drugi po UAM (to dr Honziku uczelnia w Poznaniu, którą kończyła Jagna… 🙂 ), to coś tam organizuje.
Na koniec my też się musieliśmy zorganizować i określić właściwy kierunek.
Co było dalej…? Serwis też się nam pochlał i zostawił nas samych w gęstym lesie parku cieszyńskiego.
Pierwszy raz w życiu spałem w namiocie, pod gołym niebem, z dala od prysznica i łazienki. Bez tv i wiadomości i wiecie co…? Było super. Tylko jakiś ptak nasrał mi na głowę, ale dr Honzik stwierdził, że to takie namaszczenie mnie, na podróżnika właściwego.