Na tropie Jożina – dzień pierwszy

Rankiem, zgodnie z umową sponsorską meldujemy się ponownie na miejscu zbiórki. Że niby śpimy cały czas w terenie i takie tam.  Nagle wpadam na podejrzany trop!
Rankiem, zgodnie z umową sponsorską meldujemy się ponownie na miejscu zbiórki. Że niby śpimy cały czas w terenie i takie tam.
Nagle wpadam na podejrzany trop!
Jest białe sznurowadło! Na razie niby nic, ale pamiętajmy, że Jożin twarz ma blado białą, więc i może sznurowadła też?
Jest białe sznurowadło! Na razie niby nic, ale pamiętajmy, że Jożin twarz ma blado białą, więc i może sznurowadła też?

Dr Honzik szybko sięga po nasz podstawowy przyrząd badawczy i penetruje najbliższą okolicę.

- Jest! Coś jest! Melduje.
– Jest! Coś jest! Melduje.

Przyglądamy się bliżej zjawisku…

A więc Jożin (bo na pewno tu był) lubi jajka... Hm.
A więc Jożin (bo na pewno tu był) lubi jajka… Hm.

A może się z jajka wykluł…?
Cha! Trza jak najszybciej w stosownym miejscu zanalizować zagadnienie i wyciągnąć należyte wnioski!
W tym celu, udajemy się do celu.

IMG_6923

Elegancko. Wnioski wyciągnięte. Na ten moment jest już koncepcja pierwszej pułapki na Jożina.
Elegancko. Wnioski wyciągnięte. Na ten moment jest już koncepcja pierwszej pułapki na Jożina.

Noo… Teraz ranek jawi się w bardziej różowych kolorach. Mamy niedzielę (niestety) i dworcowy kantor zamknięty, a oferował najlepszy kurs. Otwarta jest Billa nieopodal więc tam wymieniam część waluty i uzupełniamy zaopatrzenie:
– połówka arbuza,
– 300g parzonego boczku,
– 6 rohlików,
– 10 jajec,
– 300g tłustego twarogu,
– 3l 10-tki gambrinusa.

Ruszamy z tunelu, że tak powiem.

IMG_6927
Dr Honzik nadaje mocne tempo, zostawiając mnie delikatnie w tyle. Droga zaczyna piąć się w górę. Na 5,2km-rze osiąga swoja kulminację na przełęczy „Na hopci”. Zastaję na niej spoconego dr-a. Pogoda fest. Zaczyna nam powoli doskwierać upał.
Parkujemy w cieniu, na przystanku autobusowym.

IMG_6933

Lukam smutno i co widzę...?
Lukam smutno i co widzę…?
Gospodę widzę!
Gospodę widzę!

Gospoda Na hopci…. Co za piękne miejsce!
Wrzucamy twaróg z rohlikem w jelita i idziemy jelita schłodzić.

Mądrzy ludzie te Cziechy. Lepsze piwo w żołądku, niż woda na płucach. Oczywista, że tak.
Mądrzy ludzie te Cziechy. Lepsze piwo w żołądku, niż woda na płucach. Oczywista, że tak.

Ochoczo stosujemy się do zalecenia.

Twarz dr Honzika - jasna strona mocy.
Twarz dr Honzika – jasna strona mocy.

Na dworze ze 25st. w cieniu, w gospodzie przyjemny chłód, piwo zimne z pianą – gambrinus 10-tka…

...i nie potrzeba do tego kredytu.
…i nie potrzeba do tego kredytu.
Można też ciapowane na wynos.
Można też ciapowane na wynos.

Za nami 5,2km… Dopiero i aż. Wybieramy pierwszą wersję, trza się zbierać.
Dr Honzik żwawo naciska na pedały, a ja za nim drę się:
– Doktorzeee! Doktorze Honzikuuu! Nie jedź pan tak szybko, bo kolejnej knajpy nie zauważysz!
Dr Honzik szybko zwalnia.

DSCN0888

W ten sposób uzupełniam resztę preferencji doktora Honzika.
W ten sposób uzupełniam resztę preferencji doktora Honzika.

Po przymiarkach złapaliśmy czeskiego cyklistę z zapytaniem, jak jechać na Frydek. W odpowiedzi ów sympatyczny osobnik polecił nam lekko zboczyć z trasy i zahaczyć o minipivovar U konićka.
Bardzo spodobała się nam ta inicjatywa. Po szczegółowej instrukcji dojazdu zostaliśmy pożegnani przez niego całkiem po polsku: – Witam w Czechach!

U Konićka okazało się, że to bardzo popularna w okolicy knajpa. Wypiliśmy tu kolejne cztery pifka (bardzo dobre) ale atmosfera trochę w nie naszym stylu. Mrowie rowerzystów, ludzi na motorach itp. Gwarno, pełno, jak na Helu latem.
A tak przy okazji. Wszyscy, ale to wszyscy rowerzyści pili tu piwo. I jak się to ma do surowego zakazu picia alkoholu w Czechach z poziomem we krwi nula nula? Ano, chyba tak, że Czesi piwa za alkohol nie uznają.
Opowiadała nam Ela, żona Lupiego (baza w BB), że ich sąsiedztwie koleś otworzył knajpkę dla rowerzystów (m.in.), czy też wzbogacił tak nazwę.
Skutek taki, że f-cznie rowerzyści wpadali tam na piwo, a trasy wokoło piękne (sami tam wypluwaliśmy płuca z dr-em). No i co…? Ano to, że policja się na nich zasadzała.

Po jednym.
Po jednym.
Po drugim powoli się zbieramy.
Po drugim powoli się zbieramy.

Pora na obiad.
Mamy zapasy własne i nie wahamy się ich użyć. Dr Honzik przejmuje inicjatywę i znika mi w bocznej gruntówce w poszukiwaniu bufetu. Czujnie jednak znaczy teren, bym się nie zgubił:

IMG_6936

Ponieważ kuchenka odjechała nam z profesorem Kocurem, testujemy najnowszy model z magazynu Cziesky Pedal.

Akurat tu - dwupalnikowy: edycja 2017. Poręczny i tani w eksploatacji. Ocena bardzo dobry z plusem.  Akurat tu - dwupalnikowy: edycja 2017. Poręczny i tani w eksploatacji. Ocena bardzo dobry z plusem.  
Akurat tu – dwupalnikowy: edycja 2017. Poręczny i tani w eksploatacji. Ocena bardzo dobry z plusem.

Mkniemy dalej. Tym razem to dr Honzik mnie hamuje, kiedy mijam w rozpędzie kolejna knajpę i nie zatrzymuję się. Skruszony zawracam i obiecuję poprawę…

...co pan dr przyjmuje z zadowoleniem. Wychylamy po dwa radegasty w rozmiarze 10.
…co pan dr przyjmuje z zadowoleniem. Wychylamy po dwa radegasty w rozmiarze 10.

W knajpce tej panuje prawdziwy, lokalny klimat. Dwóch gości przybija czołem podstawki pod piwo, trzeci kontempluje przestrzeń zawieszoną gdzieś między wejściem, a toaletą. W ogródku siedzą kobitki i piją piwo z dzbana… Ot, wiejska sielanka.

Ruszamy dalej.

Po drodze mijamy cmentarz audi.
Po drodze mijamy cmentarz audi.

Kawałek dalej „zwalniam”.

W zasadzie na…

...siku. W czasie między dr Honzik czyni powinności. Na dużym monitorze jakiś meeting lekkoatletyczny. Zaliczamy 100m, skok o tyczce i skok wzwyż.
…siku. W czasie między dr Honzik czyni powinności. Na dużym monitorze jakiś meeting lekkoatletyczny. Zaliczamy 100m, skok o tyczce i skok wzwyż.

Na dziennik dekujemy się w ulubionym klubie, czyli…

..nadrazi restaurace Frydek Mistek. W tle minipivovar. Wspomnę o nim przy innej okazji słów kilka.
..nadrazi restaurace Frydek Mistek. W tle minipivovar. Wspomnę o nim przy innej okazji słów kilka.

Tkwimy tam na posterunku do zamknięcia baru. W przerwie dr Honzik wytrapia fajną miejscówkę w okolicach dworca. Obok stadion, rozbity na polanie cyrk.
Dzwonimy po serwis, by nam robił namioty i dostarczył fanty do wabienia Jożina. Dzisiejsza noc będzie kluczową, w opracowaniu ostatecznej strategii pojmania bagnistego amiho.

Serwis spisał się znakomicie. Mamy maślankę przemysłową, kefir domowej roboty i coś jeszcze. Mamy również trzy litra piwa w pecie. No, nie jest to szczyt marzeń, ale wystarcza by prognozować pogodę np.
Wschodzący księżyc jest w cyrrusowym hallo. Zwiastuje to zmianę pogody i przy tej wersji upiera się dr Honzik. Będzie miał rację, jeżeli temu zjawisku towarzyszy również ciepły wieczór. Jest jednak chłodno i ja nie rokuję zmiany.

Pułapki na Jożina zastawione.
W środku nocy budzą mnie jakieś podejrzane ruchy. Wysuwam się z namiotu w odpowiedzi na moje, petowe 1,5l i zwracając naturze, co należne – kontempluję gwiaździste niebo z księżycem zawieszonym centralnie nad halą sportową Polarek. Cudny widok…
Rzucam okiem na przynęty i już jest wszystko jasne!

P.S.
Rzut oka na mapę z II etapu:

IMG_0055

Dr Gógiel Maps podaje: 26,5km.