Między Sandżakiem a Raszką

Od kilku dni przemieszczamy się po kolebce serbskiej państwowości.
Co ją wyróżnia? 10- tki… minaretów i spór o nazwę. Sandżak to tureckie określenie jednostki administracyjnej regionu i piszę się go z małej litery. W dawnym Imperium Osmańskim sandżaków było 290, dzisiaj ostał się tylko jeden i to nie na ziemiach stricte tureckich.
Do tego pisany z dużej litery…

Jeżeli dodam, że obszar ten podzielony jest między dwa suwerenne państwa a prawa do niego rości sobie mniejszość będąca większością, bardziej związaną z państwem trzecim, to…

Warto tu sobie przyswoić znaczenie haseł „Bośniak (Bosanac)” i „Boszniak (Bośnjak)”, „bośniacki Poturczeniec”, „Muzułmanin”, „Serb wyznania katolickiego”, „Serb wyznania prawosławnego”, „Serb wyznania islamskiego”.
Dodajmy jeszcze język serbsko-chorwacki (chorwacko-serbski) i w zależności od przyjętej opcji nazwijmy go serbskim, chorwackim, bośniackim, czarnogórskim (ten ostatni podzielmy crnyj i górski) – całość wrzućmy do przysłowiowego bośniackiego sagana i…

Na koniec wszyscy podziękujmy Józkowi Tito za nowelę konstytucyjną (1971) w której to Muzułmanie (pisani z dużej litery) uznani zostali za odrębny naród, funkcjonujący poza Serbami i Chorwatami na terenie Bośni i Hercegowiny. Świat arabski uznał Jugosławię za europejską twierdzę islamu, a mój ulubiony, „bałkański” profesor – Radek Zenderowski, Boszniaków za najbardziej… zsekularyzowany naród Jugosławii (do 1990).

No coż, drogi profesorze, zgadzam się z Tobą ale to (1971) również data graniczna, zwiastująca koniec „miękkiego” islamu na Bałkanach. Zadbała o to Arabia Saudyjska, która masowo fundując stypendia Boszniakom, przyczyniła się do narastającej radykalizacji islamu nie tylko w Bośni i Hercegowinie ale na całych Bałkanach. Wszystko to przy współudziale Niemiec – europejskiego żandarma USA, stojących na straży czystości rasowej Europy. W konsekwencji powstała czysta etnicznie, katolicka Chorwacja i kilka bomb z opóźnionym zapłonem pod postacią Bośni, Kosowa i Sandżaku (a zadowalając nacjonalistów serbskich – Raszką).

Ten/ta ostatni, po którym się zaraz przejedziemy, cieszył się nawet jedyny raz w swej historii autonomią. Dokładniej podczas IIWŚ (1943-45), kiedy to na mocy porozumienia między partyzantką Tity, czetnikami Mihajlovicia oraz Milicji Muzułmaśnkiej utworzono regionalną komórkę Ruchu Narowodowowyzwoleńczego celem zintensyfikowania i koordynowania wspólnych działań zbrojnych przeciwko Niemcom.
Swoją drogą, Witold Gadowski (którego poniekąd lubię) próbuje w wywiadzie z Bratislavem Zivkovicem wmówić nam, że czetnicy Drażana Mihajlovicia przypominali swym działaniem oddziały AK ale to są za daleko idące wnioski.
Poza faktem służenia rządowi na uchodźctwie, dalsza analogia jest mocno wątpliwa. Tym niemniej warto tu wspomnieć o Draganie Sotiroviciu, zwanym Drażą czetnikiem, a który zapisał się piękną kartą w historii AK walcząc za wolność waszą i naszą (polecacm dokument na youtube pt.: Draża – Czetnik. Legenda Kresów).

Ale wracajmy na drogę Sjenica – Novi Pazar.

Najpierw jednak musimy przebić się przez górki do drogi nr 29 łaczącej Nową Warosz ze Sjenicą. W Radijevici parkuję pod Cerkwią Świętej Trójcy, bo jest podejrzenie, że w trakcie offrołdorzenia nad zalewem pourywałem gumy trzymające tłumik.
W gminie Sjenica (w jednej z sześciu gmin w serbskim Sandżaku) większością i to znaczną są Boszniacy (ponad 75% ogółu mieszkańców), tym niemniej po wsiach jest więcej cerkwi niż minaretów. Otóż w Sandżaku miasta budowali Turcy i to w nich głównie skupia się muzułmańska większość. Na wsi korzyści z konwersji wiary nie były aż tak widoczne, stąd ludność wiejska pozostała przy chrześcijańskim obrządku.
Okolica razi pięknem i spokojem.

Przystaję z dwóch powodów. Tłumik dalej się odzywa (koniecznym będzie zakup nowych gum w miejsce oberwanych) ale mój wzrok przykuwa inne zjawisko.
Są… Są! Sępy nad Uvcem! Mijamy zalew po lewej a nad nim kołujące w kominie powietrznym stado!
Bajecznie tutaj… Szutry, małe wioseczki, w których przystaję, by dopytać o drogę.
Przystaję w cieniu, by jeszcze raz spróbować wcisnąć ostałą mi, zapasową gumę, co by ratować tłumik, by nie odpadł z kretesem.
Deja vu 🙂
W Sjenicy staję przy sklepie z częściami samochodowymi. Kupuję trzy gumy za całe 200DIN i widzę ją!
No nie ma siły, by nie zawiesić na niej oka, jak długo się da 🙂
My na rondzie w prawo. Kierunek Novi Pazar.

Gdzieś w połowie drogi wypatruję przy drodze najazd z kanałem przy małym warsztacie. Właściciel pozwala wjechać i stara się pomóc ale to prosta sprawa. 10 minut i gumy wymienione. Sympatycznemu mechanikowi zostawiam dwa puszkowe ambery i w kojącej ciszy kontynuujemy dalszą podróż 🙂

Przed Nowym Bazarem (tak to po polsku brzmi) skręcamy na drogę prowadzącą do pierwszej stolicy Serbii – Raszki i monastyru Sopociani. Upał się wzmaga (sięga 40st.) więc stajemy przy strumieniu, by odetchnąć, posilić się i w przydrożnym , obleganym przez lokalesów źródełku – nabrać czystej, chłodnej wody.
Kilkanaście minut później parkujemy przy bramie klasztoru.

Nie będę się tu silił na jakiś szczególny opis. Zapraszam w zastępstwie do lektury dr Gógla a w szczególności do: 
Sztuka Słowian Południowych

Taa…
Na tle monastyrów Sopoczani i Studenica warto prześledzić historię tworzenia się serbskiego państwa. Cerkwię Trójcy Świętej ufundował Stefan Urosz I w połowie XIIIw. Widoczny narteks z wieżą dobudował car Duszan w szczycie potęgi średniowiecznej Serbii.
Najsłynniejszy fresk: Złożenie (Zaśnięcie) Matki Boskiej na zachodniej ścianie w centralnej części cerkwi.

Kapliczka św. Nikoli
Część przednia.

Zawsze patrzę pod nogi… Skaza zawodowa.

Więcej o samej cerkwi dowiemy się stąd:
Monastyr Sopoćani

Na koniec zdjęcie cerkwi sprzed pierwszej renowacji.

Upał staje się na tyle dokuczliwy, że do ruin Raszu już nie skręcamy. Mkniemy do stolicy do Nowego Bazaru (Novi Pazar). Senne, prowincjonalne miasto z mocno odciśniętym piętnem tureckim. Tego w istocie tu szukam.
Specyficznego, bliskowschodniego, orientalnego klimatu.

Parkujemy naszego mustanga w cieniu i sami…
..szukamy tegoż pośród szeregu knajpek, na kawie przy głównej promenadzie miasta.

Po półgodzinnym odpoczynku ruszamy w miasto…
Blisko 90% mieszkańców wyznaje islam…
…to też minaretów tu nie brakuje.

Podążamy uliczkami historycznego bazaru.

Oglądamy wystawy i rozglądamy się…
…za jakimś mocnym akcentem lokalnej kuchni.
Mój Strażnik Domowy miała dobrego nosa…
…i po chwili rozkoszowaliśmy podniebienia prostymi, bardzo smacznymi i tanimi – tureckiego pochodzenia specjałami.
Za 750DIN najedliśmy się do syta, kosztując trzy wybrane dania przy koszu białego pieczywa i wodzie.
Nie mogłem się powstrzymać… 🙂

Jest niemożliwie gorąco. Musimy nad wodę. Dzisiaj nocleg zaplanowany nad zalewem Gazivodsko powstałym ze spiętrzenia wód Ibaru (już na terenie Kosowa). My będziemy lokować się po serbskiej stronie. Polecał nam tę miejscówkę Sreten.

Pora włączyć klimatyzację.

Jedziemy na południe, ku zbiegu granic z Czarnogóra i Kosowem. Te ostatnie nie jest w ogóle celem naszej podróży z racji wysokiego ubezpieczenia kasowanego na granicy.
Droga wiedzie przez góry do gminy Tutin najbardziej muzułmańskiej w całej Serbii. Niespotykaną nigdzie indziej konsekwencją tegoż jest nikła dostępność alkoholu. W żadnym sklepiku po drodze nie jestem wstanie kupić piwa!
Dopiero w Veseniće, nad samym zalewem znajduję „źródło”. Kupuję dwa dwulitrowe, mocno schłodzone pety, czym uzupełniam zapasy na kolację.

Teraz pozostaje nam tylko znalezienie odpowiedniego placu pod biwak. Nie jest to łatwe. Północną stroną Ibaru (Ibru?) wiedzie mocno uczęszczana nitka do granicy odległej o kilka km. Generuje to spory hałas. Południowa zaś zabudowana i niedostępna. Wpada tam strumień do Ibaru ale mój Strażnik ma obawy i napiera na zalew.
Ostatecznie lokujemy się po północnej stronie, mijając zabudowę w stylu albańskim. Wzbudza to po raz kolejny niepokój Strażnika ale ja nie mam ochoty więcej kluczyć.
Mijając jakąś muzułmańską rodzinę piknikującą pod drzewem, zjeżdżamy na wystrzyżoną polanę i rozbijamy się w zachodzącym słońcu nad brzegiem Ibaru.

Miejscówka daleka od ideału ale po kilku łykach chłodnego piwa wraca mi humor i szybko stawiamy obóz.

Taka sytuacja… 🙂
Zestaw do pielęgnacji trawnika udaje się na spoczynek.
W sumie nie jest tak źle. Odgłos ciężarówek zmierzających ku granicy tłumią zabudowania skryte pośród sadów. Nikt nam nie zakłóca spokoju, tylko łysy podgląda z góry rywalizując z odległymi gwiazdami. No cóż… Tradycyjna kolacja i lulu… 🙂