M jak… Ohryd

Szczerze pisząc lokuję się w grupie, która unika turystycznej stonki. Nie muszę specjalnie tłumaczyć zjawiska ale…
W linii prostej mam 4km do plaży w Jelitkowie. W sezonie panuje tu najbardziej pospolity gwar, jaki można sobie w wyobrazić w takim miejscu. Mnóstwo ludzi, tłok, ch-styczny aromat fastfoodowej kuchni i szum.
Hm… Nie da się w tym wytrzymać ale od czasu do czasu lubię w tym szumie… pobyć. Przypomina mi to „smaki” dzieciństwa. Zasadniczo, to się niewiele zmieniło. Pakujemy do rowerowego kosza Strażnika Domowego kanapki, termos, kiszone ogórki, kilka chłodnych (jeszcze) piw i pedałujemy nad morze.

Żonie stawiam leżaczek, sobie krzesło, wystawiam gębę do słońca, otwieram piwo i… siedzę. Cała magia jest w tym „nicnierobieniu”.
– Co robisz?
Nic.
– Przecież wczoraj nic nie robiłeś.
Nie skończyłem.

Dzisiaj naszym celem jest Ohryda. Jedziemy tam po to, by nic nie robić. Na pewno są tam jakieś plaże itd. Chodzi o te „itakdalej” właśnie. Będziemy się nimi delektować.
Na dzień dobry tymczasem:

Poranna perspektywa…

Dolina Wardaru. W nocy waliły tam pioruny:)

Po drodze Gostiwar, Park Narodowy Mawrowo, Debar…

W Gostiwarze śniadaniowe zakupy i mkniemy przez Park Narodowy Mawrowo.
W głuszy porzucamy Wieśka, bo nie dał rady na podjeździe:)
O tu znaczy się zasapał w koleinach. Strażnik Domowy mniej:)

Ta droga jest bez wyjścia. Przynajmniej dla samochodu. Tego z gatunku 4×4 też. Z buta trochę dłużej dochodzi się do tego wniosku:)
Tu śniadamy…
Ało tak.
Potem zjeżdżamy do mawrowskiego zalewu nazad.
W lewo, w prawo…
…a tu to nie wiem:)
Tak się stonka chroni przed słońcem.
7 lat wcześniej basenu nie było.
Za zaporą w lewo i wio na południe dalej.

Debar leży w bezpośrednim sąsiedztwie Albanii, co ma wpływ na atmosferę i klimat miasta.
Epizod 1.
Siadamy na kawę. Kawę stawia mi… żebrający chłopiec.
Epizod 2.
Meczet. Mój Strażnik Domowy nigdy w rzeczonym nie była. Ma więc to już za sobą:) Wygrała ciekawość przed strachem i przed Imamem, który okazał się młodym, bo jeszcze przed 30-stką – szefem lokalnej, islamskiej społeczności. Do tego gościnnym. Akurat trafiliśmy na salat.
W obecności Imama po meczecie oprowadził nas Macedończyk znakomicie komunikując się z nami w języku… polskim. Góra z górą się nie zejdzie ale Macedończyk z 25-cio letnim stażem w upadłych Domach Towarowych Centrum, z nami – czemu nie?:) Mały ten świat.
Chciał nam już organizować pobyt na miejscu ale jeszcze tego dnia chcieliśmy się urządzić w okolicach Ohrydu więc wypadało pożegnać się możliwie jak najszybciej.

Zabytków architektury specjalnie tu nie uświadczysz. Po drodze gdzieś mignął pomnik Skanderberga, albańskiego bohatera narodowego, co tłukł się w XVw. z Turkami.
Auto zaparkowaliśmy w pełnym słońcu. Pozostaje nadzieja, że Wiesiek nie roztopi się.
Oglądamy wystawy w centrum.
Dorodne modelki:)
Klimaty…

Jest meczet.
Są modły.
Jest klimat DTC:)
Rychło opuszczamy Debar.
Na litość… Co za determinacja! Temperatura powietrza i profil trasy stawiają cyklistów w gronie samoumartwiaczy. Minęliśmy ich pierwszy raz na drodze do Debaru. Tempo mają niezłe, bo jest killerów dwoje:)
Żegnamy się z Debarskim Zalewem i wzdłuż meandrującego – Czarnego Drinu mkniemy nad ohrydzkie jezioro.
Ohryd tuż tuż.

Strażnik Domowy pragnie komnaty i wygodnego łóżka… Proszę bardzo:)
Znalezienie noclegu, nawet w szczycie sezonu, nie stanowi problemu. Większym jest darmowe parkowanie.
Szybko rzucamy się w oczy rowerowym naganiaczom i negocjujemy duży, dwupokojowy apartament z klimatyzacją i pełnym zapleczem kuchennym za 25€. Wszystko ok, tylko klimatyzacja nie rabotała tak jakbym sobie tego życzył. Ostatecznie noc spędziłem na balkonie ale pełnego snu nie uświadczyłem. To jak spać w sezonie z otwartym oknem na sopockim Monciaku.
Nasz apartamentowiec stał co prawda na uboczu (do bulwaru w linii prostej z 500m, do centrum tyle samo) ale co tam… raz się żyje i nie śpi:)

Parkujemy w sąsiedztwie znanych marek i pierwsze rozeznanie robimy z buta.

Zaraz potem negocjacje i szczęśliwy finał:)

Organizacja zaopatrzenia i na plażę.

Strażnik rekonensuje.
Woda wcale nie zupa, co znakomicie rokuje.
Zajmuję pozycję i podziwiam.

Strażnik szufluje bez zbędnego plusku:)

Jest dobrze.
Jest bardzo dobrze:)
Rodzinnie.

Po ablucjach trza zakosztować Ohrydu baj najt. Nie mam specjalnych oczekiwań. Jest dużo taniej niż w Sopocie i mi to wystarcza. Dzisiaj historią miejsca się nie zajmujemy. Wtapiamy się w otoczenie i celebrujemy.

No to wio po wapiennnych, wypolerowanych przez sandały płytach, gdzie owe sandały poniosą.

Powoli, przed siebie…

Z przerwą na posiłek.
Po drugiej stronie ceny takie…
Po naszej podobne ale zdecydowanie bardziej klimatycznie. Restaurację i pensjonat prowadzi 85-cio letnia Turczynka z synem. Mają też lokal w Stambule. Łóżko w klimatyzowanym pokoju 10€ od osoby ale na jedną noc nie chce. Przynajmniej nie dzisiaj. Jutro o tej porze pewnie zmieni zdanie ale my się o tym nie przekonamy. Zmienimy miejsce. Tymczasem ja tavce gravce a mój Strażnik… kurczaka z frytkami zapragnęła!:)

O jednym, będąc w Macedonii trzeba koniecznie wspomnieć.
Ten biznes będzie się tu kręcił wiecznie. Czy to Macedończyk, Turek, Albańczyk czy Cygan – wszyscy muszą wyglądać.

A tu…?

Jaki jest popyt na jego usługi…? Jutro na to pytanie odpowiem sobie sam:)
Szewc, to ginący zawód. Podchodzę do niego z wielką estymą, bo to zawód, który pozwalał kiedyś zachować szacunek dla przedmiotu. Dzisiaj tego szacunku nie ma, bo i do czego? Łatwiej i taniej wymienić niż naprawić…

Płyniemy z prądem dalej…

W Polsce marzenie… o 23-iej:)

Na starówce gwar cichnie…

Dobranoc:)