Kleszcz

Po raz pierwszy w życiu zauważyłem typa na na swoim ciele. Wspinał się po łydce gołej. Zjawisko miało miejsce w jakieś trzy godziny po powrocie z lasu, kiedy w pozie wypoczynkowej, po rzeczonej drapałem się.
Przyjrzałem się technice pokonywania chwastów (włosów moich). Zmierzał wyraźnie w kierunku serca. Gdybym nie zdjął wcześniej portek zapewne przeoczyłbym gagatka.

No i teraz co…? Wszczynać alarm pt: oglądajcie swoje ciała, bo zginiecie w boleriotycznych czeluściach? Zastanawiające jest dlaczego ja jeszcze żyję i nie cierpię? W trawach i lasach tarzam się od małego. A może właśnie dlatego?
Mając 7 lat nie robiłem tragedii, kiedy u babci na wsi gryzły mnie pchły. Z upodobaniem wgryzały się w łydki moje. Musiałem im w związku z tym poświęcić codziennie chwilę czasu, wyłapując metodycznie. Nauczyłem się też, że nie opłaca się ogryzać paznokci, by unicestwiać krwiopijców skutecznie.