Zapytajcie ludzi, którzy mówią, że jeżdżą na Bałkany – o Tarę. Przytłaczająca większość powiąże ją z kanionem rzeki o tej nazwie, słynnym mostem, Durmitorem i Czarnogórą. Mało kto pomyśli o Serbii. Mało kto wie, że kanion Driny jest trzecim po Colorado i rzeczonej Tarze czarnogórskiej, nagłębszym kanionem na świecie.
Naszym celem na dziś jest jezioro zaporowe Zaovine położone w samym sercu Parku Narodowego Tara. Po drodze realizujemy tranzyt przez Srebrenicę. Srebrenica…
Nie da się ukryć zbrodni.
Ale nie można też chronić tego szamba, li tylko wrabiając Serbów w te całe kurewstwo wojny. Kto chroni pozostałych oprawców…? Ci, którzy do tej wojny doprowadzili a potem nie robili nic, by temu zapobiec.
Srebrenica jest takim dłutem, którym możni tego świata ryją w naszych mózgach, jak kornik w świerku swoją prawdę… Tyle, że na wojnie, prawda ginie pierwsza.
Nie podjąłem się tłumaczenia Strażnikowi Domowemu tego, po co tu przyjechałem. Niestety… Patrząc na te tysiące grobów nie znalazłem odpowiedzi. Zdychający na podjazdach Wiesiek zdominował bieżące wydarzenia, odciął nas tym od Srebrenicy i dobrze. Czeka nas przecież Sarajewo jeszcze, z całą swoją martyrologią, z którą też chciałem się początkowo zmierzyć.
Do Serbii wjeżdżamy przez Bajina Baśtę. Serbskiemu pogranicznikowi Wiesiek się nie podoba i każe mi zjechać na bok. Po co wjeżdżam do Serbii…?
– Bo lubię.
Tym tekstem zamykam gościowi usta i możemy jechać nad zalew Perucac. Jest niemożliwie gorąco i pierwsze, co nam w głowie, to jak najszybciej zjechać nad rzekę i się schłodzić. Ostatecznie dojeżdżamy do jeziora i cudem dekujemy się na pięknej, kamienistej mini plaży zdolnej pomieścić nas i serbską rodzinkę. Schodzi się do niej (mini plaży) po stromej, metalowej drabince. Nie przeszkadza nam to jednak znieść cały piknikowy majdan.
Miejscówka w dechę. Głowa rodziny z małym synem próbuje łowić ryby a Szyja z dwoma córkami pilnie im kibicują.
Częstujemy wszystkich arbuzem i bierzemy kąpiel. Tego nam było potrzeba!
W Mitrovacu uzupełniamy zaopatrzenie i szukamy miejsca do rozbicia. W tym celu okrążamy bezskutecznie zalew Zaovine. Wcześniej na rozjeździe skręcamy w prawo i dostrzegam dziki camp. Ostatecznie nie decyduję się tam rozbić, bo nie ma grama wolnego pod namiot cienia. Wracamy na tamę.