A w Skopje zima…

Rankiem upał zelżał do granicy percepcji… Z 44st do kilkunastu!
Ale to dopiero początek.

Chmurzyście i chłodnawo coś…
Najkrótsza droga do Skopje za mostem w lewo.
Wczorajszego wieczora na wzgórzu pod Gurguricą płonęły lasy.
Po drugiej mańce taki widok, że nic nie widać.
ONZ tu był czy jak…?
Z pakowaniem namiotu tez nie hallo było, bo się był jeden maszt rozsypał na części z powodu urwanej gumy, ściągającej go do należytej kupy. A niezła z tego kupa, jeszcze dzisiaj wyjdzie.
Tymczasem namiot ląduje w worku a my…
…ruszamy wschodnim brzegiem direct nach Skopje!
Nawet asfalt niczego sobie… Do stolicy w końcu prowadzi.
Ale… zaprowadził nas na posterunek a na posterunku kazali… wracać! Nie wykazałem na tyle silnej woli, by perswazji nie ulec…

Jak się nie umi po macedońsku, to się potem jedzie dookoła Wojtek… Z wrażenia nie sprawdziłem drogi przez Gurguricę i tak nadłożyliśmy extra 120km.

Parękm wczesniej pstryknąłem jeszcze fotkę chatki, na kominie której kończy się droga. Nie za bardzo to widać ale wierzajcie.

A w Skopje? W Skopje wita nas temperatura 18st i lodowaty wieter. Jednak kontrast zbyt duży… Wcześniej wysłałem sms-a do znajomego Macedończyka, co to miał nam Skopje pokazać ale na sms-ie w jedną stronę się skończyło.

No, to zwiedzamy sami. O Skopje miałem się dowiedzieć od Zdravko, a że się nie dowiedziałem, to nie napiszę nic:)

Parkując za darmo przy targu ruszamy na krótki podbój Skopje.

A w medresie knajpa z alkoholem… Sulejman się w grobie przewraca.

Poza tym, jak to w stolicy.

My zaś do twierdzy z widokiem.

Kole twierdzy meczet. Nic wam o nim nie powiem:)
Ale fragmentami możecie podivat;)

A schodząc do centrum takiego o to grobtrotera uwidziałem.
Pod tę górkę, to walka była całym ciałem…

Tradycjnie i… wio na północ!
Mają coś w sobie te cerkwie… Ta stoi w końcu 1000lat!

Dzisiaj opuszczamy Macedonię przez małe przejście graniczne na wschód od głównego. Zasadniczo to pełen odwrót przez wschodnią Serbię do domu. Przed granicą wizyta w XIw.-cznej cerkwi w Staro Nagorićane.

Nocleg zaplanowany w okolicach kolejnej cerkwi, już po serbskiej mańce ale Strażnik Domowy ma parcie na północ okropne i to nie był dobry pomysł.

Monastyr Prohora Pćimskiego.
Cicho, przytulnie, przy strumieniu… Nie tym razem.

Dojazd do zalewu Vlasinsko był koszmarem. Wspinaczka w całkowitych ciemnościach, w mleku mgły i rzęsistym deszczu. Wiesiek zaparowany na maksa (nawiew odmówił współpracy) i jazda na kompletnego czuja wzdłuż zachodniego brzegu jeziora z rozpaczliwą próbą znalezienia noclegu (kawałka łąki w sensie) przy widoczności na 10m…
Odpalam Magdę i obserwuję linię jeziora, która to przybliża, to oddala się. W końcu staję „gdzieś”, zostawiam kobitę i maszeruję z buta w kierunku linii brzegowej – mówiąc do siebie:
– To ostatnie podejście (dwie próby już za mną).

Wchodzę w jakiś las… W czołówce i tak nie wiele widzę, poza zacinającym deszczem. Z papierowej mapy wynika, że gdzieś tu jest camp. Wracam do auta?
– I co…? Z nadzieją w głosie pyta Strażnik Domowy ale nie nie odpowiadam.
Odpalam Wieśka i wjeżdżamy w las. Szukam dalej na czuja… po jakiś 200m parkuje między świerkami przy kawałeczku płaskiej łączki akurat pod nasz namiot.
Rozbijamy się!

Fajnie to wygląda w świetle reflektorów Wieśka… Do czasu, kiedy coś z jednym z pałąków jest nie tak… Naprawiałem go rano ale ponownie się guma je napinająca zerwała…
K… akurat w takim momencie! 22.30, ciemno jak w dupie, z nieba leje się, temperatura poniżej 10st… A ja zbieram kawałki masztu i próbuje go złożyć w tych warunkach do kupy. W końcu jakoś to do tej kupy składam, ale twór się kupy nie trzyma… Dobra… Rozstawiam niezborny zestaw z nakazem wytrzymania do jutra.
Naprawiany pałąk sterczy wygięty ponad miarę ale namiot stoi. Odciągi wiążę do świerków gdzie się da a resztę przygniatam kamieniami z nadzieją, że przy dość silnym wietrze (który nam tu duje teraz) konstrukcja jakoś wytrzyma do rana.

A tak ładna miejscówka przy Monastyrze Prohora Pćimskiego była… W końcu przed północą, rzucam się na matę z gorącym postanowieniem, że więcej się baby przy wyborze noclegu nie będę słuchał!